środa, 31 sierpnia 2011

Zapowiedź filmu, w którego realizacji braliśmy udział, już w sieci!


Witam,

w sieci pojawiła się właśnie zapowiedź filmu, w którego realizacji mieliśmy swój skromny udział :o)
Chodzi o amatorską produkcją zatytułowaną „Wesele Utopców” przygotowaną przez Fundację Sztuki, Przygody i Przyjemności Arts.
Fundacja zajmuje się promowaniem kultury i sztuki ludowej.
Na jej stronach (http://www.arts-fun.pl/ ) znaleźć można materiały (teksty, zdjęcia, filmiki) o artystach ludowych z Małopolski.
Jednym z wielu przedsięwzięć fundacji, mających na celu promocję ludowości, było właśnie nakręcenie filmu. Jego fabuła została oparta na legendzie z okolic Węglówki pt. „Topielowe wesele” i opowiada historię miłości, której nawet śmierć nie jest w stanie przeszkodzić.

Reżyserią zajęły się dwie aktorki: Dorota Piasecka (m.in. Boże Skrawki, Dom zły) oraz Dorota Ruśkowska, która prowadzi w Myślenicach amatorski „Teatr w Stodole”. Właśnie członkowie tego teatru zagrali główne role w filmie.

Film nakręcono przy pomocy aparatu fotograficznego i niemalże kieszonkowej kamerki ;o) Za zdjęcia oraz montaż odpowiedzialni są Karina Kiczek oraz Wojciech Kiczek.

My ze swej strony udostępniliśmy filmowcom nasze oświetlenie i pełniliśmy rolę fotografów na planie filmu.

Poniżej zamieszczamy link do trailera:



oraz parę zdjęć z planu:






Reżyserki w akcji...




Konsultacja z operatorami.


Iiii... cięcie!!!



czwartek, 25 sierpnia 2011

Jeszcze trochę lata...

Dwie małe wioski w województwie małopolskim oddalone od siebie 8 km zajmują u nas szczególne miejsce. Tu nasi rodzice czekają na nas. Zawsze z otwartymi ramionami. Nieopodal jest las i piękne ścieżki rowerowe, czyste powietrze, przysmaki z własnych upraw i bogactwo owoców z ogrodu mamy. Dlatego tak bardzo lubimy tu przyjeżdżać...


Warzywny ogródek mamy...
W ogrodzie za domem...
A po sąsiedzku pole owsa...

piątek, 19 sierpnia 2011

Najtańsza kwatera w mieście ;o)

Witam,

już w zasadzie skończyłam pisać o naszej wyprawie do Bułgarii, ale w trakcie poszukiwań kwatery mieliśmy przygodę, którą muszę się z Wami podzielić.

Przy samej granicy miasta znajdujemy przy drodze tablicę z informacją „Bungalow – 5 leva (ok. 10,- PLN)”.
Hmm, brzmi interesująco… tyle że droga prowadząca od znaku w kierunku domku zupełnie nie nadaje się do użytku. No ale co tam… skoro jest bungalow, musi być i droga… może jakaś równoległa…
Zostawiamy więc auto przy „reklamie” i idziemy się rozejrzeć. Dostrzegamy coś na wzór bramy. A w niej gospodarzy: nie wzbudzający zaufania chudy, wysoki jegomość odziany jedynie w szorty... obok niego prawdopodobnie żona.
Pierwsze wrażenie nie jest zbyt przyjemne. Mimo że zagroda znajduje się w sadzie, wygląda na bardzo zaniedbaną: zniszczona brama, rozlatujący się płot. Jednak gospodarz zupełnie nie speszony, z entuzjazmem zaprasza nas na prezentację bungalow’a. Prowadzi nas w głąb sadu i pokazuje hmm… „budę” nie wiem z czego… może z pilśni… o wymiarach dwa metry na dwa metry. Połowę „domku” zajmuje łóżko… niezasłane. Obok łóżka stoi wielki, stary telewizor. Pan w pośpiechu poprawia łoże i zachwala walory domku i jego otoczenia.
My w tym momencie mamy już dość, ale pan z niesłabnącym entuzjazmem i pewnością siebie prowadzi nas dalej w głąb sadu, pokazując kuchnię, czyli jakiś warsztat z narzędziami. Koło imadła stoi czajnik elektryczny, obok toster. Zaraz koło warsztatu - lodówka… z lat 50. ubiegłego wieku. Ale to nie koniec… teraz prezentacja łazienki. Klozet postawiony pod drzewkiem. Ale przynajmniej osłonięty kartonami. Nieopodal prysznic – stara rdzewiejąca beka z odpryskującymi resztkami czarnej farby ustawiona na około dwumetrowej konstrukcji wykonanej z nie wiadomo czego. Do niej podpięty wąż. Pan uparcie prezentuje nagrzaną wodę.
Smaczku całej sytuacji dodaje około trzynastoletni chłopiec o posępnej twarzy, który nie zwracając na nas najmniejszej uwagi z rozstawionej przed sobą sieci wybiera ryby, które następnie patroszy.
Jednym słowem – sielanka.
W końcu właściciel kończy prezentację. Następuje podsumowanie: funkcjonalny bungalow z TV, w pełni wyposażona kuchnia oraz łazienka, możliwość zakupienia ryb… a do tego, wskazuje na drzewo, cień. Wszystko to za jedyne 5 levów dziennie. Najtańsza kwatera w Achtopolu! A jeśli to mało – możliwość całodniowego wypadu na ryby. Pan posiada odpowiedni sprzęt. Wskazuje na Ładę Tavrię – rocznik '78, z przymocowanym do dachu dmuchanym pontonem z kramów. A jeśli i tego mało, gospodarz oferuje również… surfing… Nie pytamy o szczegóły.
Lekko zdezorientowani, rozedrgani żegnamy się i zapewniamy, że ofertę przemyślimy.
Na szczęście parę minut potem znajdujemy się u „cioci” Zlatki.
Niestety po prezentacji bungalow'a byliśmy tak roztrzęsieni, że nawet nie pomyśleliśmy o sfotografowaniu tego przybytku.
W zamian za to umieszczam poniżej parę różnych zdjęć z całego pobytu.

Ujęcie z sesji zdjęciowej w Kotel  :o)
Konie przy granicy tureckiej
Fasado domu - Razgrad, granica z Turcją
Bułgarski "fast-food" (to podłużne na blasze to "banica")
Młodzieżowa twórczość w porcie w Achtopolu

Mam nadzieję, że wkrótce znowu tam będziemy:

niedziela, 14 sierpnia 2011

Bułgaria cz. III.

Witam,

Zgodnie z zapowiedzią tym razem napiszę parę słów o plażach w południowej części bułgarskiego wybrzeża. Ale wcześniej jeszcze parę słów na temat poszukiwań mieszkania.

Po czterech dniach spędzonych w kwaterze w centrum Achtopola stwierdzamy z Łukaszem, że jest tam dla nas zbyt głośno. Udajemy się więc na poszukiwania cichszego miejsca.
Stosujemy wypracowany już w czasie wcześniejszych podróży patent. Jedziemy na obrzeża miasta i szukamy najbardziej oddalonej od centrum kwatery (jest tam zazwyczaj spokojniej i sporo taniej niż w mieście).

Jakieś kilkaset metrów od granicy miasta zauważamy informację o wolnych pokojach w dużym domu ze ślicznym ogródkiem. Wstępujemy, żeby zapytać o szczegóły. Wita nas starsza pani, pokazuje pokoik na piętrze, który nieodparcie przywodzi skojarzenia z wakacjami u babci. Podoba się nam. W przekonaniu utwierdza nas weranda porośnięta winoroślą z widokiem na zachód. Tak… zdecydowanie się podoba. Zostajemy tutaj.
Właścicielka okazuje się bardzo pogodną, ciepłą i otwartą osobą. Każe się nazywać „ciocia Zlatka”.
Przez tydzień, który u niej spędziliśmy zdążyliśmy się z nią zaprzyjaźnić. Siadując wspólnie wieczorami na werandzie sporo dowiedzieliśmy się o Bułgarii, jej mieszkańcach, ich problemach i radościach. Ciocia przedstawiła nam dzieje swojej rodziny, ale była także ciekawa naszych historii.
W czasie pobytu regularnie podrzucała nam słodkie, soczyste pomidory ze swojej grządki a także przyrządzała tradycyjne bułgarskie jedzenie (przy okazji umieszczę na blogu kilka oryginalnych bułgarskich przepisów, które od niej dostałam).

Tydzień u cioci Zlatki to sielanka. Długie ciepłe wieczory, cisza, zachody słońca, lokalne wino… noo czasami piwo… i caca (lokalny przysmak – małe smażone rybki, często podawane zamiast frytek właśnie do piwa).
No i oczywiście codziennie plaża.
A plaż w okolicach Achtopola dostatek: kamieniste, skaliste, piaszczyste, małe, duże, zaludnione, bezludne… do wyboru do koloru.

W samym Achtopolu jest duża piaszczysta plaża miejska, gdzie można wynająć leżaki z parasolkami. Oprócz niej jest sporo mniejszych zatoczek, gdzie również można przyjemnie spędzić czas. Jednak według nas najbardziej atrakcyjne były skałki w porcie, nieopodal latarni.

Często jeździliśmy także do miejscowości Sinemorec. Mówi się, że jest to jedno z najpiękniejszych miejsc nad Morzem Czarnym. Do niedawna była to niedostępna strefa przygraniczna. Jednak po zmianach politycznych miejscowość zamieniła się w kurort, gdzie nowobogaccy Bułgarzy budują sobie dacze, hotele i pensjonaty. Nic dziwnego, okolica bogata jest w piękne, długie, piaszczyste plaże otoczone zielonymi wzgórzami, majestatycznie schodzącymi do morza.
Jednak póki co, miejscowość zachowała bardzo przyjemny, przytulny i niezbyt jeszcze skomercjalizowany charakter.
W Sinemorec jest kilka plaż. Większość z nich znajduje się na południe od miasteczka. Każda robi ogromne wrażenie.

  • Plaża miejska. Długa na ponad kilometr. Część jest komercyjna, z leżakami do wynajęcia. Reszta jest bezpłatna. Po przejściu plaży, wspięciu się na sąsiadujące z nią wzgórze i przejściu około kilometra ukazuje się
  • druga plaża w Sinemorec. Fantastyczne miejsce. Mniej więcej takiej wielkości jak plaża miejska. Ale zdecydowanie bardziej dzika. Nie dociera tam już wielu ludzi (na ponad kilometrowej plaży można spotkać kilkanaście, może kilkadziesiąt osób). Za drugą plażą ciągnie się
  • rezerwat „Silistar”. To zapierające dech w piersiach klifowe wybrzeże z bujnie rozwiniętą florą i fauną. Nasuwające się skojarzenia to klify Moheru w Irlandii i powulkaniczne klify na jednej z Wysp Kanaryjskich – Lanzarote.

Nieco na północ od Sinemorec znajduje się kolejna zjawiskowa plaża. To pas piasku o szerokości kilkudziesięciu metrów, który oddziela morze od biegnącej przez kilkaset metrów równolegle do niego rzeki Weleki (patrz. zdjęcie). Niesamowite w tym miejscu jest to, że w jednej chwili jest się nad morzem, gdzie słychać szum fal, dźwięki skuterów wodnych… a po przebiegnięciu kilkudziesięciu metrów jest się w zupełnie innym świecie – jakby nad brzegiem słodkiego jeziora… z wodnymi szuwarami, porastającymi brzegi drzewami… wśród skrzeku żab i śpiewu ptaków.

Kilka kilometrów na południe, w kierunku Turcji, znajduje się perełka bułgarskiego wybrzeża. Otoczona ze wszystkich stron lasem i górami plaża Silistar. To wielka, dzika, położona w zatoczce piaszczysta plaża. Nawet konieczność przejechania kilku kilometrów wyboistą, bardzo złej jakości leśną drogą nie odstrasza dziesiątek, a nawet setek turystów od odwiedzenia tego wspaniałego i odludnego miejsca. Przylegające do plaży skalne wybrzeże stanowi świetny miejsce do nurkowania.

Wymienione w tym i poprzednich wpisach miejsca, to tylko część atrakcji jakie mieliśmy okazję spotkać, a tylko promil tego co można znaleźć w Bułgarii.

Mogę śmiało powiedzieć, że Bułgaria wraz z jej ciepłym klimatem, górami i morzem, ponad tysiącletnią historią, bogatymi tradycjami oraz przede wszystkim otwartymi i gościnnymi mieszkańcami jest świetnym pomysłem na odpoczynek po roku ciężkiej pracy.

Kto wie, może jeszcze będziemy mieć okazję, żeby tam pojechać.


Druga plaża w Sinemorec
Rezerwat "Silistar" - monumentalne klifowe wybrzeże
Plaża Silistar - perełka otoczona lasami i górami
Plaża oddzielająca rzekę Welekę i morze
Plaża w Sinemorec


Domowe pomidory i "caca" - przekąska dla twardzieli ;o)

wtorek, 9 sierpnia 2011

Sesja w stylu "Marine"

Witam!

Miało być o plażach... ale kilka dni temu odwiedziliśmy z Łukaszem chrześniaka - Danielka. 
Była to świetna okazja do zrobienia małej sesji zdjęciowej :).
Powstały fotografie w stylu „Marine” ;o)











Do wykonania tej sesji nie potrzebowałam zbyt wiele:
  • tło – wykonane własnoręcznie z białego kartonu, na którym namalowałam statek
  • koszulka w paski – niezbędny element :o)
  • czapka marynarza (zakupiona w nadmorskim stoisku z pamiątkami)
… i to wszystko.... reszta to zabawa i chęci małego modela.

Zdjęcia robiłam w świetle zastanym, nie korzystając z dodatkowych źródeł światła.





Następnym razem już plaże...